Piąte stadium przytulania.

Są takie dni, kiedy trzeba kochać mocniej, znosić więcej i rzucić wszystko na rzecz przytulania. To takie dni, kiedy nawet mniejsza ilość...


Są takie dni, kiedy trzeba kochać mocniej, znosić więcej i rzucić wszystko na rzecz przytulania. To takie dni, kiedy nawet mniejsza ilość snu nie przeszkadza w funkcjonowaniu pełną parą, a i głód nie doskwiera.
Kiedy atakuje trzydniówka i cztery wyżynające się czwórki naraz nie pozostaje nam nic innego, jak tylko się przytulić do siebie i być.
Ostatnie kilka dni minęły mi na głaskaniu po głowie mojego przyklejonego do piersi młodzieńca i aplikowaniu na przemian leków przeciwgorączkowych i maści na obolałe dziąsła. W wąskim łóżku przytulaliśmy się we trójkę, rodzinnie i przeganialiśmy chorobę.

Mimo nadmiernej ilości krzyków, płaczu i braku jakiejkolwiek współpracy pokłady mojej cierpliwości rosną i rosną. Nie wiem, jak to się dzieje, ale mimo swojej nerwowej natury jestem spokojna. Tysięczny raz schylam się Potomnego, żeby wziąć na ręce, mimo że chwilę wcześniej rzucał się w przestrzeń. Przytulam i głaskam, leżę z dziesięciokilogramowym obciążeniem na brzuchu nie przejmując się bólem kręgosłupa. Zbieram z podłogi wyplute jedzenie - kolejne, bo z apetytem kiepsko. I żal mi chłopaka, że tak wszystko naraz zwaliło się na jego małą, niedoświadczoną jeszcze głowę, ale jestem tuż obok. I będę.




Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze