Mały człowiek i zwierz.
15.7.14
Kiedy adoptowaliśmy kota padały pytania co z nim zrobimy, kiedy zajdę w ciążę. Wciąż wiele ludzi pozbywa się kotów w takich okolicznościach w obawie przed toksoplazmozą. My jednak byliśmy niewzruszeni i od początku wiedzieliśmy, że kot zostanie z nami nawet wtedy, kiedy pojawi się dziecko.
Wiele było obaw: czy zaakceptuje, czy nie podrapie maluszka, czy nie pogryzie, czy krzywdy nie zrobi, czy nie położy się na dziecku i nie udusi… Okazało się, że kot jednak nowego człowieka najzwyczajniej się boi i z najwyższą ostrożnością poruszał się w jego pobliżu. Po kilku tygodniach zaczął nawet się troszczyć o Don Filipka i sprawdzać, czy jest z nim wszystko w porządku, kiedy ten zaczynał płakać.
Dzisiaj muszę chyba bardziej martwić się o kota, bo Don F. jest uparty i spokoju Futrzastemu nie daje. Nie ważne, czy trzeba będzie wejść pod fotel, za kanapę, czy na czołgać się pod roletami żeby wyjść na taras. Kota trzeba złapać za ogon, pociągnąć za futro i wyrwać mu wąsy. Na dokładkę palnąć mu w łeb, żeby znał swoje miejsce. I tak znosi to Futrzak cierpliwie, choć do czasu. W ostateczności Filipko wychodzi z tego starcia z płaczem.
Lubię patrzeć na ten duet. Śmieję się, kiedy Don F. biega za kotem rycząc i warcząc (pamiętacie słaby ryczek Simby? Dokładnie tak to brzmi!). Zastanawiam się wtedy, jak to będzie za kilka lat? Czy kot wprowadzi się do jego łóżka, czy dalej będą prowadzić tą batalię, jaką prowadzą teraz. Filipko powoli uczy się czułości, choć chęci siedzenia przy kocie kończą się najczęściej siadaniem mu na głowie, a palce dziwnym trafem zawsze lądują w oczach, to jednak zaczyna być między nimi miło. Tak naprawdę miło!
Filipko nazywa kota per "Kotko", co prawda raczej nieświadomie. Zawsze się cieszy na jego widok (czego nie można powiedzieć o kocie) i w pierwszej kolejności biegnie do niego.
Czuję, że to wielka miłość, choć Pan Kotko jej jeszcze nie rozumie ;)
0 komentarze