Jak życie zweryfikowało moje poglądy o rodzicielstwie

Kiedyś na facebooku pokutowałam za swoje złe myśli na temat rodziców rozwrzeszczanych, rzucających się na podłogę dzieci. Dziś jestem...


Kiedyś na facebooku pokutowałam za swoje złe myśli na temat rodziców rozwrzeszczanych, rzucających się na podłogę dzieci. Dziś jestem właśnie takim rodzicem, a Don Filipko potrafi odbijać się jak pingpong od lodówek w markecie, bo musi natychmiast dostać serek homogenizowany. Dramat.
Miałam takie myśli na temat rodzicielstwa, że to przygody, miłości, przytulanki i klaskanie z radości na każdą nową umiejętność dziecka. Wiedziałam, że mogą być kolki, że będzie ząbkowanie, kupy w pieluchach i ulewanie, ale to przecież niewielka cena za całą rozkosz perfekcyjnego macierzyństwa. Miałam być mamą jak z żurnala, idealną, doskonałą, taką co wychodzi na dwa spacery dziennie, gotuje same zdrowe posiłki, jest eco-friendly i ma anielskie dziecko nieskażone negatywnymi emocjami. Tak to sobie wyobrażałam. A potem zdarzyło się życie.

ZDROWE JEDZENIE, WODA DO PICIA I ZERO SŁODYCZY DO OSIEMNASTKI!

W ciąży przeczytałam chyba setki artykułów o żywieniu dziecka i założyłam sobie, że Don Filipko będzie jadł zdrowo, że będę gotować mu kaszę jaglaną, jarmuż i brokuły na tony, dieta będzie bogata we wszystko co się da, a cukier będzie na czarnej liście. Do picia miała być woda, nie żadne soczki czy herbatki. Skończyło się na tym, że dziecko me jada kotlety, ziemniaki, spaghetti, a zdarzyły się i frytki raz czy dwa. A może to było dziesięć razy? Dodatkowo pije herbatę, podpija nam kawę i przegryza czekoladą od dziadka.

OGLĄDANIE BAJEK, KORZYSTANIE Z TELEFONU/TABLETU/KOMPUTERA

W swoim słodkim, różowym i idealnym świecie myślałam, że bajki to zło i byłam przekonana, że moje dziecko nie będzie oglądało TV, bajek ani korzystało ze sprzętu elektronicznego za wcześnie. Dziś Don F. dzwoni po ludziach, sam włącza youtuba i ogląda Maszę i Niedźwiedzia albo Świnkę Peppę, przełącza sobie sam filmy albo inwigiluje ludzi na fejsie. Ja - zła matka - czasami rano, żeby się wyrobić z wyjściem z domu podstawiam Filipowi pod nos telefon z włączoną ulubioną bajką. Na szczęście początkowa maksymalna fascynacja powoli się uspokaja i cała ta "dorosła" elektronika staje się dla niego dodatkiem do zabaw w ciągu dnia.

AKTYWNOŚCI, ZABAWY, SPACERY

Biegam naokoło ściany między kuchnią, a salonem. Biegam naokoło fotela, naokoło autka, naokoło buta. Biegam za autkiem, przed autkiem, albo po prostu za dzieckiem. To ulubione aktywności Don Filipka. Miałam nadzieję na układanie klocków, puzzli i czytanie książek, tymczasem na tapecie są głównie samochody i bieganie. Miały być spacery, zabawy w terenie i przygody, ale brakuje mi czasu i cierpliwości, bo ciągle gdzieś pędzę, więc zawsze wszystko jest "przy okazji". Plac zabaw w drodze ze sklepu, albo spacer w jakimś konkretnym kierunku. Próbujemy układać puzzle, ale żaden komplet nie jest już kompletny, bo służą raczej do latania po pokoju. Książek nie da się przeczytać mając mikrosekundę na każdą stronę, albo nie mając połowy kartek. Chociaż ostatnio jest coraz lepiej!



PIELUCHOWANIE WIELORAZOWE

O rany jakie ja miałam fantazje na ten temat. Trzy razy do tematu podchodziłam, ale trzy razy poległam. Nie wiem, czy to wina zbyt małej ilości pieluch, czy tego że w okresie od jesieni do wiosny pranie schnie u nas dość długo, więc wiecznie brakowało pieluszki, czy może tego, że mój mąż ma gigantyczną wręcz awersję do nich i przeraża go sama myśl o tym, że trafiłaby mu się "dwójka" do zmiany. Narazie w budżecie mi się nie mieści zakup dodatkowych pieluch, więc dopiero w lato wyciągnę znów swój stosik, chociaż wtedy pewnie będziemy się starać odpieluchować zupełnie. Miało być mocno eco-friendly, a jest jednorazówkowo.

ZACHOWANIE

Jestem naiwna. A może po prostu mam wielką wiarę i taką też miałam względem bycia mamą. Wierzyłam, że syn mój nie będzie się rzucał na podłogę i uderzał o nią głową. Albo uderzał głową o ścianę czy też bił wszystko wokoło. Myślałam, że nie będzie rzucał rzeczami, zrzucał ze stołu i nie będzie grzebał po szafkach.
Jednak jestem naiwna :)

Miałam swój plan na macierzyństwo. Plan idealny.
Dziś przerabiam nowy plan. Był już plan B, plan C i D, E, F, G ... w niektóre dni przerabiam trzy plany na raz, wymyślam do tego trzy nowe i głowię się nad jeszcze kolejnym rozwiązaniem, kiedy sześć poprzednich nie przynosi efektu.
Phanta rei. Wszystko płynie.
Czuję, że za pół roku będę przerabiać alfabet rozwiązań od początku. Albo w tył. Takie to rodzicielstwo urocze!

A jak u Was z tymi wyobrażeniami i rzeczywistością? Powiedzcie, że nie jestem w tym sama ;)

Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze