Budapeszt. Zwiedzanie w ekspresowym tempie.

Miesiąc temu byłam kilka dni w Budapeszcie na konferencji dla pastorów organizowanej przez Church of God. Plan konferencji był na tyl...



Miesiąc temu byłam kilka dni w Budapeszcie na konferencji dla pastorów organizowanej przez Church of God. Plan konferencji był na tyle fajny, że udało nam się wykorzystać kilka godzin na zwiedzanie i w ten oto sposób przechodziliśmy około 20 kilometrów każdego dnia. Mimo wszystko uważam, że dwa lub trzy dni na satysfakcjonujące zwiedzenie Budapesztu to mało, bo to miasto jest wypełnione po brzegi interesującymi miejscami!

Węgry zaskoczyły mnie od samego początku swoim urokiem i tym, że są bardzo zadbane. Postanowiliśmy nie jechać autostradą do Budapesztu, ale zjechaliśmy z trasy i podróżowaliśmy między polami, wsiami i małymi miasteczkami i wszystkie, od samej granicy, były urocze. Chociaż może to zasługa wszechobecnej na Węgrzech wiosny.


Chodząc ulicami Budapesztu na usta cisnęły mi się dwa określenia - majestatyczny i potężny. Miałam wrażenie, że kamienice są tam dwa razy większe niż na przykład w Katowicach, Żaden ze mnie znawca architektury, ani nawet pasjonat, ale w Budapeszcie zachwycało mnie prawie wszystko, co mijaliśmy, a mijaliśmy sporo: Budynek Parlamentu, Wielką Synagogę, dziesiątki Muzeów, Operę, Pałac Sztuki i wiele innych. Gapiłam się na to wszystko i cały czas żałowałam, że jedyny obiektyw jaki wzięłam to 50mm. 

"Polak, Węgier dwa bratanki..."
Jeśli natomiast chodzi o Węgrów to mam mieszane uczucia. Odniosłam wrażenie, że większość z nich jest niesamowicie powściągliwa, żeby nie powiedzieć, że niemiła. Prawie każdy, z kim mieliśmy do czynienia jako klienci zachowywali się, jakby robili nam wielką łaskę, że nas obsługują. Tak było w hotelu, w sklepach, restauracjach, knajpach, wszędzie. Czasami wręcz mieliśmy wrażenie, że są źli na nas, że muszą nam udzielić na przykład informacji albo coś sprzedać. Paradoksalnie najmilszymi osobami jakie spotkaliśmy była kontrolerka biletów w metrze i miejscowy pijaczek, który pomagał mi w szukaniu zaginionej torebki, bo jako jedyny w bisztro mówił po angielsku. 


Zaliczyliśmy również wizytę z Hali Targowej, gdzie królowały węgierskie papryki, ruskie matrioszki, magnesy i folkowe stroje (haftowane żakiety mnie zachwycały!). 

Budapeszt jest warty odwiedzenia! To był mój pierwszy wyjazd na dłużej niż dwa dni bez męża i syna, a przez cały pobyt myślałam, że koniecznie muszę namówić K. na przyjazd tutaj z Don Filipem chociaż na kilka dni, pobyć, chłonąć klimat i pooddychać trochę węgierskim powietrzem. 
Jeśli będziecie wybierać miejsce na wyprawę to strzelajcie w Budapeszt! Polecam!


Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze