Kadry codzienności 3/03

Chwilę mnie tutaj nie było. Powiedziałabym, że "zdarzyło się życie" . To były ciężkie prawie trzy tygodnie i to wcale nie z powod...

Chwilę mnie tutaj nie było. Powiedziałabym, że "zdarzyło się życie". To były ciężkie prawie trzy tygodnie i to wcale nie z powodu noworodka w domu. Antosia to tak złote dziecko, że mogłabym mieć pięcioro takich naraz. No, może w czasie wieczornych kolek, które się zdarzają kilka razy w tygodniu, twierdzę całkiem coś innego i nawet się trochę złoszczę, bo nie wiem jak jej efektywnie pomóc. 

Mniej więcej tydzień po wyjściu ze szpitala rozłożyło nas jakieś paskudne choróbsko. Mnie i Filipa. Trzeciego dnia, kiedy walczyliśmy obydwoje z gorączką i bardzo złym samopoczuciem wezwaliśmy sobie wizytę domową z ubezpieczenia, które mamy i lekarka, która przyjechała, od razu wcisnęła nam antybiotyki. Kupiliśmy, leczyliśmy się, odwiedziliśmy dwa dni później naszą Panią Doktor, wszystko było coraz lepiej, aż trzeciego albo czwartego dnia brania antybiotyku przez F. zaczął się sajgon. Gigantyczne odparzenie u Filipa obejmujące pupę, pachwiny, wewnętrzną stronę ud... Wszystko podeszło mu krwią, nie mógł chodzić, siedzieć, bał się sikać i za nic nie dał tego dotknąć. Plus powrót gorączki. Kilka dni później wysypka na całym ciele, która zaczęła się zlewać w wielkie plamy. Wyglądał jakby dostał odry, różyczki i szkarlatyny naraz, i dodatkowo jakby mu ktoś twarz polał wrzątkiem. Sprintem pobiegliśmy do naszej Pani Doktor. Okazało się, że to nie żadna choroba zakaźna, ale antybiotyk, który potężnie uczulił nam syna. Zastrzyki, maści, kąpiele, wapno na litry i jest poprawa. Dwa tygodnie walki w sumie. 

Jestem pełna podziwu dla każdego rodzica, który ma przewlekle chore dziecko i walczy każdego dnia o jego zdrowie. Dwa tygodnie walki o zdrowie i samopoczucie mojego wykończyło mnie fizycznie i psychicznie. Ręce mi opadały, łzy się cisnęły do oczu i miałam już tego serdecznie dość. 

Chusta jako zbawienie kolkowego czasu! Przypominam sobie jak się mota tę szmatę. Tu było słabo, ale na szczęście już wracam do wprawy!
Mąż mój wykorzystał swój tacierzyński urlop i ciągłe wycieczki do lekarza na założenie wymarzonego akwarium ;) 


Mam nadzieję, że kolejne tygodnie w naszym życiu będą łaskawsze. Mam dużo planów, dużo chęci i marzy mi się efektywnie wykorzystywać kolejne dni. Chociaż najpierw muszę się uporać ze stertą prania, którą wyprodukowałam w ostatnim czasie. Ktoś to musi poskładać i pochować... 


Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze