Lifestyle
Rodzicielstwo
Kury domowej żywot
8.9.13
Kiedy zaszłam w ciążę przeszłam na etat "home managera" zwanego potocznie "kurą domową". Podobała mi się ta opcja. Dorywczo realizowałam zlecenia graficzne, ale był to zaledwie drobny ułamek mojej codzienności. Myślałam sobie wtedy "jest tak cudownie, jestem stworzona by być kurą domową, to takie przyjemne". Potem życie zaczęło weryfikację.
Pranie. Internet. Sprzątanie. Internet. Gotowanie. Internet. No i czas na wszystkie spotkania był.
High life!
Pół dnia spędzone z kotem (bo przecież mąż w pracy) okraszone gotowaniem obiadu, ogarnięciem chałupy i zakotwiczeniem się całą sobą w internecie. "Żyć - nie umierać" jak to mawia moja mama.
Pierwsze trzy miesiące - super.
Spacer - do sklepu. W kuchni - kulinarne ekscesy ze znalezionych w internecie przepisów. Spotkać się z kimś - noł problem, przecież mam tyyyyyleeeee czaaaasuuuu. W domu dyskutuję z kotem i oglądam seriale. "Fajnie być kurą domową".
Po trzech miesiącach:
Śmieci za dużo. W kuchni - bałagan. Szlag by trafił kolejne pranie - "skąd mój mąż ma tyle skarpetek??". Z kotem rozmawiamy cały czas, bo fajnie być razem. Z resztą jest zima, więc owijam się kocem i nadal oglądam seriale. Albo w coś gram. Zabijam nudę.
Po pół roku:
Ja - kura domowa z szalejącymi, ciążowymi hormonami. Gorzej być chyba nie może.
Kryzys w kuchni - mąż chodzi głodny. I zły, ale nie daje po sobie tego poznać, w końcu jestem w ciąży i nie można mi robić przykrości. Na myśl o praniu chce mi się płakać (skarpetki, wszędzie skarpetki!), o sprzątaniu tym bardziej (bo przecież jestem już całkiem spora, ciężko się schylać). Jedynie kot mnie rozumie, wciąż się nieźle dogadujemy.
O matko boska kukurydziana! Zdziczałam!
Po dziewięciu miesiącach:
Jednak może być gorzej. Kurę domową, czyli mnie, musi zastąpić mąż. Ja mam depresję poporodową, z którą walczę przez miesiąc, bo boję się własnego dziecka.
Kot też w depresji.
Po roku:
Pranie. Syn. Goto... Syn... wanie. Syn. Sprzą... Syn... ta... Syn... nie. Syn. Internet. Syn.
Stop!
Zbzikowałam. Kura domowa ze mnie żadna. Więcej dopada mnie lenistwa niż roboty. No i jeszcze jest Syn, który najchętniej by się do mnie przykleił i bawił w "hajda hoł" i "szkraby raby". Ewentualnie spał, ale przecież tylko przytulony do mnie. No więc przytulam się z synem, włączam serial i opowiadam mu, o co kaman z tymi wszystkimi bohaterami (wiadomo, żeby był na bieżąco!).
Czas na zmiany. Pojawia się znów myśl o firmie. Skromna myśl o żłobku (Gizmowie mi ją zasiali!), żeby i syn nie zdziczał razem ze mną i kotem. Myśli o aktywności, towarzystwie i pełnych rękach roboty.
Życie wszystko zweryfikowało.
Już nigdy nie pomyślę o byciu kurą domową. Wrzucamy wyższy bieg!
27 komentarze
to teraz będzie się działo ;)
OdpowiedzUsuńDziałaj z tą firmą, ale poza wiarą to trochę kalkulacji też zrób:)Co do kury domowej, to przecież można to nazwać inaczej - matka/żona dbająca o dom, ale... i o siebie, więc jest i obiad na stole choć 3x w tygodniu, (resztę robi mąż lub restauracja), pranie zrobione, a manicure i kolejny post też wykonany. Powodzenia. Jestem przekonana, że tak właśnie u ciebie będzie, a tym samym motywuję siebie:)
OdpowiedzUsuńNie no całkiem fajnie jest, ale... Właśnie. Te wszystkie bluzki, minibluzeczki w keczupie czy też majonezie czy też lodach, bielizny nie tylko stopne ale i kurdupelkowate, ehhhh... I tak biega się pomiędzy tym wszystkim a Skrzatem krzyczącym, że "inna baja" czy tez coś pomóc w konstrukcji lego duplo.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą przy okazji klocki polecam. U mnie w sklepie z zabawkami są do wyboru te albo jakiejs firmy hamer czy coś takiego. Nigdy tego nie kupuj, bo mają ostre brzegi. Sama stanęłam jednym palcem i po prostu... Omine ci szczegółów. Swiętej Pamięci pazur zapewne też przeklina tego producenta...
I jak Mały zacznie chodzić... Zapomnij o samotności w wc. Zapewniam cię, że będzie go bardzo interesowało co też mami tam robi i widzieć i dołączać się do kąpieli po namyśle.
Widzę, że nie tylko ja mam kryzysy sprzątania prania i wymyślania co by tu przygotować dla Nas - Skrzaciok nieodmiennie woli kluski i paluszki rybne lub panierowanego kotlecika, wszystkie inne nasze wymysły ma w poważaniu, więc cóż.
A koty to najlepszy towarzysze czy to do bycia kurą domową czy pracującą w domu menager ;) One rozumieją nas najlepiej.
Choć. Z jednym szczegółem.
One nie rozumieją czemu nie porzucimy naszych zabawek (pranie, sprzatanie, praca) dla drzemki w ciepłym słońcu. Dziwne, nie? ;)
Nic nie trzeba i nic nie musimy. I tego trzeba się trzymać.
Jak już to chcieć :)
PS. Pamiętam, że kiedyś jak byłam w ciąży pytałaś mnie o jakieś rzeczy - zapomniałam spytać - sprawdziły się? :)
No ja nie wiem co jest z tymi skarpetkami. Mój mąż ma dwie szuflady skarpet i zamiast z czasem ich ubywać to mi się wydaje jakby one się tak rozmnażały. Brrr...
OdpowiedzUsuńJa od roku siedzę w domu. Postanowiłam założyć własną firmę i dziś wiem, że to był błąd. Kasa w sumie taka sama a roboty 5 razy więcej. Kończę więc to wszystko i uciekam do pracy... no takiej poza domem. Skończy się przesiadywanie w szlafroku do 12.
Zdecydowanie nie każdy jest stworzony do takiej roli, na szczęście! :)
OdpowiedzUsuńA te skarpetki to też moja zmora, co więcej - nienawidzę tego prać, bo potem rozwieszanie tej drobnicy trwa pół godziny ;)
Kiedy Tymek zaczął chodzić to wręcz roboty mniej miałam, a dni milej spędzałam :) Zrobił się niezależny i za mamą nie biegał wszędzie!
OdpowiedzUsuńŻelku mój drogi, co Ty mi z głową zrobiłaś!
Najpierw uświadomiłam sobie, że siedzą w domu od lutego 2011 roku!!!
Potem próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był obiad...
Na końcu spojrzałam jak wygląda mieszkanie...!
Olaboga! Jak dobrze, że za tydzień do pracy!
achhh... u mnie też aktualnie- pranie, internet, sprzątanie, itp, itd. ale ale- ja to nazywam Wiciem Gniazda ;P
OdpowiedzUsuńpóki co....póki co...
Ja z chęcią spróbowałam roli kury domowej, lub, jak to pięknie określamy, home managera, ale faktycznie na dłuższą metę jest to nieciekawa opcja. Cichaczem marzę o tym, żeby już wrócić do pracy. Jednak druga część mnie pamięta o tym, że jak będę z niej wracać, to niestety drugi etat domowej kwoki będzie czekał.
OdpowiedzUsuńcoś czuję, że nadchodzą ogromne zmiany ^^ buziaki dla Bobaska :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się jak to będzie w moim przypadku... kiedyś :)
OdpowiedzUsuńpowodzenia w wyjściu z roli
OdpowiedzUsuńa ja tam lubię siedzieć w domu, byle tylko dziecka się pozbyć do przedszkola :) i szukam sposobu, by ten stan rzeczy jeszcze dłużej (właśnie mijają 3 lata) utrzymać i jakoś zarabiać na siebie
OdpowiedzUsuńPowodzenia i dużo sił na przyszłość :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem jeszcze na etapie "lubię być w domu". Tylko z uczelnią na bakier i to mi szalenie doskwiera, nie ukrywam. Nie mogę się do tego zabrać, bo naokoło tyle przyjemności w postaci syna i męża:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za to Twoje ADHD!
Byłam w domu przez rok i dwa miesiące gdy postanowiłam oddać córkę do żłobka i pójść do pracy. Czułam się jak wyrodna matka i płakałam. No bo jak to, dziecko do przedszkola, z przedszkola odbiera niania... a mnie się praca nijak nie kalkuluje finansowo... No ale zdrowie psychiczne uznałam za ważniejsze. W domu było czysto i obiad był. Ja jestem zadaniowcem więc jak zaplanuje kilka rzeczy to je w przerwach od internetu :) wykonam. Wracałam z pracy zmęczona i zadowolona, ale jak Mo pisze, drugi etat czekał.
OdpowiedzUsuńTeraz jestem w domu dłużej. Synek ma już rok i cztery miesiące i też mam dość. Zadania wykonane, ja mam czas na wszystko. Na książki, seriale, internet, wypieki, gotowanie i paznokcie. Tylko mąż tak późno wraca do domu, bo ktoś musi na nas zarobić, że mi się odechciewa. Ale dopóki się wkręcił w taką a nie inną pracę to ja do pracy nie pójdę. Bo nie zarobię nawet na nianię. A żółobek odpada bo jak dzieci zachorują w ziemie to kto z nimi w domu posiedzi? Załamuję się momentami. A zima idzie i wyjść mniej będzie i się zakiszę w tym mieszkaniu.
Home manager. Fajnie brzmi. Kura domowa to ciężka praca i gdybym otrzymywała za nią wynagrodzenie czułabym się lepiej. Miałabym przynajmniej środki na to by rozwijać siebie i rodzinę, i na to by wyjść z domu nie tylko do piaskownicy.
kiedyś przeszła mi przez głowę myśl o byciu kurą domową (w moim przypadku bez dzieci), wiesz, gotowaniu obiadków, pieczeniu muffinków i dekorowania domu kwiatkami. zaraz potem spojrzałam na siebie, na swój tryb życia... grubo mnie popierdoliło z tą myślą. :D
OdpowiedzUsuńJa nie mam wyrzutów sumienia, że Duży Maks nie pośpi i nie będzie szczytu szczęścia. Wiele razy w swoim życiu wstawałam do pracy po zaledwie 3 czy 4 przespanych godzinach i jakoś się dało, więc co to dla niego. Rodzicielstwo to w końcu wyzwanie!
OdpowiedzUsuńNa szczęście Pulpet zazwyczaj słodko przesypia czas mojego treningu, obudził się tylko kilka razy. U niego ogólnie różnie z tym budzeniem, jednak poranki są chyba najlepsze i najpewniesze, nie ma wtedy prawie nigdy kolki, także dla mnie to idealna pora by wymknąć się z domu na poranny jogging. Ale gdyby to późnym wieczorem miałby być najspokojniejszy to prawdopodobnie wtedy bym biegała.
A tu zrobiłam hardkor, rano biegam a wieczorem lecę na siłownię lub fitness ;) Duży Maks nie ma szans na odpoczynek, w każdej wolnej chwili musi być czujny, ale... ja zajmuję się Pulpetem cały dzień i całą noc - to zupełnie jak praca, tylko dużo więcej godzin, więc przynajmniej jest sprawiedliwość.
Kurwa domowa, niby coś porobić, internet, wyprasować, internet, a później się okazuje, że nic nie zrobione i do nowa. Ble. Powodzenia. :)
OdpowiedzUsuńHahaha, uwielbiam Cię czytać, zawsze się uśmiecham :) :*
OdpowiedzUsuńTeż nie wyobrażam sobie siebie w roli kury domowej. Kiedy jadę do rodziców z przykrością patrzę na moją sąsiadkę, która jest pełnoetatową home managerką i widać po niej, że chciałaby się wyrwać. Dom i rodzina są najważniejsze, ale jeśli raz na jakiś czas nie można się wyrwać, nie da się tym w pełni cieszyć :)
OdpowiedzUsuńtrzeba mieć też jakieś inne zajęcie!:)
OdpowiedzUsuńobserwuje;)
pierwsze zdanie rozwaliło mnie na łopatki ;) i podziwiam Cię, ja w tej roli nawet miesiąca bym nie wytrwała... ;)
OdpowiedzUsuńJa ostatnio nawet zamarzyłam o byciu kurą domową :) Ale to też na pewno podobałoby mi się dość krótko - tak dla odpoczynku. Powodzenia ze zmianami!!!
OdpowiedzUsuńJestem na 2 miesięcznym bezrobociu - jutro minie półmetek. Siedzę w domu miesiąc i już widzę, że nie wszystko ze mną w porządku. Może dlatego, że nie mam kota tylko psa ale też z nim gadam. Seriale jak zawsze kochałam, tak teraz ich nie cierpię. Książki, jak miałam tony do przeczytania, tak teraz żadna nie jest wystarczająco pociągająca. Pozostało tylko bić głową w blat biurka i odliczać dni do końca :)
OdpowiedzUsuńPowodzenia z nowym pomysłem!
OdpowiedzUsuńJa jestem na etapie fascynacji siedzeniem w domu i chciałabym, żeby to mnie czekało :)
Też nie spełniam się w roli kury domowej. Nic a nic. Wiecznie wszystko czeka na mnie w domu. Trudno.
OdpowiedzUsuńBOŻE DZIEWCZYNO JAK TY TO ROBISZ ŻE ZAWSZE TRAFIASZ W SAMO SEDNO. Moja Zołza ma już prawie 8 miesięcy (jeszcze tydzień!), a mnie dopiero teraz powoli udaje się okiełznać obowiązki kurodomowe. I to nie do końca, bo jak w momencie zamieszkania z Jeszcze Niedoszłym byłam kucharskim dnem tak jest do tej pory :D ale moje bałaganiarstwo powoli staje się mniej wszechobecne. tylko ta koszmarna niechęć do odkurzania, ołGad, już wolę myć gary. a trzeba się z odkurzaczem zaprzyjaźnić, bo Zołzuleńka już prawie raczkuje.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję na dalsze posty tego typu, bo o ile mi raźniej z myślą, że nie jestem jedyna! Serdeczne buziaki dla Ciebie i Potomka :)