Jest jedna miłość, co zmienia ludzkie życie.

Mamy Święta. Boże Narodzenie. Zawsze zaskakuje mnie kiedy słyszę od ludzi, że nie wierzą w Boga, ale w grudniu hardo świętują, na past...


Mamy Święta. Boże Narodzenie.
Zawsze zaskakuje mnie kiedy słyszę od ludzi, że nie wierzą w Boga, ale w grudniu hardo świętują, na pasterki chodzą i w wigilijny wieczór przełamują się opłatkiem. Ale ja w sumie dzisiaj nie o tym...
Świętujemy narodziny Jezusa i pomijając wszelkie teologiczne spory, czy urodził się w kwietniu, październiku czy grudniu, lubię te Święta, bo dla mnie są symbolem miłości. Takiej miłości, co zmienia życie.

Kiedy wiele lat temu byłam osobą o potwornie niskiej samoocenie, co paradoksalnie objawiało się zadartym nosem i rozbuchanym ego, wydawało mi się, że nikt mnie nie kocha i nikt nie pokocha. Moje rozdarte serce nastolatki krzyczało, że "miłość nie istnieje", a już zwłaszcza dla mnie. Nie przypuszczałam, że zanim skończę dwadzieścia lat poznam miłość, która poruszy w moim życiu góry, okiełzna mój charakter i wyniesie mnie na zupełnie inny poziom doświadczania życia.


Poznałam człowieka, który przywitał mnie z szeroko otwartymi ramionami kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy. Przerażał mnie i pociągał jednocześnie, był tak oczywisty i jednocześnie owiany tajemnicą, że nie potrafiłam zrozumieć jego fenomenu. Po kilku tygodniach przepadłam bez reszty w tej relacji. Wiedział o mnie wszystko, ale nic go nie zgorszyło, bez względu na to czy były to moje krzywe akcje ze znajomymi, rzyganie do jednej toalety z koleżanką na wyjeździe, czy tendencje do bycia złodziejem. Na popełniane przeze mnie głupoty i problemy,  w jakie przez to wpadłam zawsze miał jedną odpowiedź - "przejdziemy to". Dopiero przy nim odkryłam swoje dobre strony i dopiero on wymazał słowo "paszczur", które dźwięczało mi od dzieciństwa  w głowie kiedy patrzyłam na siebie w lustrze. Krok po kroku zaczął wyprowadzać mnie z depresji i nigdy nie zrezygnował, mimo że czasami, w depresyjnych stanach odpychałam go na kilometry. Wiem, że gdyby nie on, umarłabym, rozpadłabym się na kawałki i była wrakiem człowieka. A dziś mam wszystko, czego chciałam i doświadczam więcej, niż bym się spodziewała. 

Tak się składa, że ten człowiek jest również Bogiem, ma na imię Jezus i właśnie świętujemy Jego urodziny. Nasza relacja trwa w najlepsze od prawie dekady,  mimo burzliwych okresów z mojej strony. Próbowałam alternatyw, uciekałam przed Nim, myślałam że bez Niego sama lepiej poukładać swoje życie,  ale prawda jest taka, że nie mogę bez Niego żyć. Wewnątrz mnie płonie tak gorąca miłość,  że nie da się jej opisać słowami.



Wierzę, że Bóg to nie postać zamknięta w obrazkach i figurkach, ale realna i żywa osoba, której mocy i obecności doświadczam każdego dnia. Wierzę też, że Jezus to nie bobasek, któremu trzeba pupę podcierać, ale potężny Bóg, który ma moc zmienić ludzkie życie. Wierzę, że Bóg jest doskonałą miłością i chociaż nam - niedoskonałym ludziom często ciężko Go ogarnąć, On po prostu jest.  Blisko, na odległość uderzenia serca. Wystarczy chcieć Go poznać. 

To mój lajfstajl. W stu procentach. Nie tylko z okazji świąt.



Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze