Reinstaluję mentalność.

Pędzę, czasem bez ustanku gonię przed siebie. Ciągle coś zaprząta mi głowę, galopują myśli, a ja marszczę czoło, na którym mam już wyraźn...


Pędzę, czasem bez ustanku gonię przed siebie. Ciągle coś zaprząta mi głowę, galopują myśli, a ja marszczę czoło, na którym mam już wyraźne bruzdy.
Zmarszczki.
Wyrzeźbione zmartwienia.
Wrażenie, że ciągle mam coś do zrobienia nie opuszcza mnie ani na sekundę.
Zrobić zakupy, nakarmić dziecko, przewinąć, umyć, przytulić, zadzwonić, zrobić obiad, znów zadzwonić, przygotować spotkanie, przygotować siebie, sprawdzić zaopatrzenie, znów zadzwonić, przygotować projekt, przewinąć dziecko, umyć, przytulić, nakarmić, wyjść na spacer, załatwić swoje sprawy, nie swoje sprawy, wszystkie sprawy.
Ciągle.
Bez przerwy.

Patrzę dookoła siebie i widzę, że cały świat wiruje. Zwiększa tempo, ciągle chce więcej.
Rwie mnie na kawałki, żeby wyrwać więcej i więcej, jeszcze więcej. Chce mnie pochłonąć.
Ambicja potrafi być trucizną.
Oczekiwania gryzą kark jak nieprzyjemny sweter.

Potrzeba mi oddechu.
Powiewu świeżości.
Odpoczynku przy Źródle.

Kasuję w głowie myśli, że powinnam być lepsza.
Bardziej zorganizowana, bardziej kochająca, bardziej miła, bardziej porządna.
Fajniejsza, mądrzejsza, zgrabniejsza, ładniejsza.

Nie muszę.
Reinstaluję mentalność.
To koniec ery samopotępienia. Samooskarżenia. Samodestrukcji i autokrytyki.
Nic nie muszę.
Wystarczy mi być.
Jestem w domu.
I jestem wolna.
Czerpię z miłości.
A miłość ma imię.
...



Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze