Chcę wymarzyć sobie Święta

Spuściłam ostatnio z tonu świątecznego, choć taka byłam nakręcona przez ostatnie dwa miesiące. Jak to mawiają "zdarzyło się życie&q...


Spuściłam ostatnio z tonu świątecznego, choć taka byłam nakręcona przez ostatnie dwa miesiące. Jak to mawiają "zdarzyło się życie" i właśnie to życie dało mi trochę obuchem przez głowę ostatnio, że sobie usiadłam zamiast dalej pędzić, jak mam w zwyczaju. 

Drażni mnie ten cały owczy pęd. Bożonarodzeniowy. I nie mówię o tym całym konsumpcyjnym otoczeniu, które ponoć "atakuje" nas na każdym kroku. Mnie nic nie atakuje. Ba! więcej bym chciała. Mało mi świątecznych akcentów na mieście i mimo, że choinka ładna taka i latarnie przystrojone to można by się bardziej postarać. Jarmark świąteczny był przez tydzień w centrum, ale wiało nudą, biedą i brakiem konkretnego pomysłu. Byle było. 

I właśnie to "byle było" mnie drażni tak szaleńczo. Postawić choinkę "byle była". Zrobić barszcz "byle był". I rybę jakąś usmażyć "byle była". Ciasto jakieś "byle było". I tyle. Byle odbębnić
Męczy mnie ta bylejakość i inaczej bym chciała. Niekoniecznie z pompą, ale z celebracją! Ze skupieniem na rodzinie, wspólnym czasie i małych przyjemnościach, z których składają się Święta. Pamiętam jak wiele lat temu na Święta składały się wspólne zakupy, wybieranie produktów i toczenie się z wielkimi torbami z moją mamą do domu. Szalone mycie wszelkiego szkła w domu, czasem przez kilka dni, bo babcine zasoby były olbrzymie. Pieczenie z babcią piernika i dwóch makowców, wylizywanie wszystkich garnków i misek z ciasta, lepienie uszek i pierogów. W naszej małej kuchni pełno było mąki, maku i zapachu grzybów. Wieczorem, kiedy mama wracała z pracy, robiłyśmy sałatkę warzywną w gigantycznej misce, bo mogłam ją jeść na kilogramy.Wszystko to miało swoją wyjątkową atmosferę. I mimo, że spędzałyśmy ten czas we trójkę to było cudnie, bo byłyśmy razem. A dzisiaj to wygląda tak całkiem inaczej...

Ciśnienie mi się podnosi, kiedy widzę fejsbukową tablicę zaspamowaną hasłami "umyłeś już okna dla Jezusa?" i myślę sobie: "serio? sprowadziliśmy już do tego święta? nic już więcej nie znamy tylko krytykę wszystkiego co dla niektórych ważne?"
Moja babcia zachowywała się przez lata, jakby wyprawiała Jezusowi przyjęcie urodzinowe. Prała, sprzątała, goniła nas po domu. To było dla niej ważne, bo w to wierzyła i tak była wychowana. Zakładam, że większość Waszych rodziców lub dziadków również. Ale my, młodzi, oświeceni, musimy to skrytykować, bo to "takie idiotyczne". A przecież w Świętach chodzi o coś zupełnie innego...

Ilekroć słyszę: "zróbmy Święta, żeby dzieci miały" scyzoryk otwiera mi się w kieszeni, no bo cóż to za motywacja? Nie chcę stroić choinki tylko dla dzieci. Chcę to robić dla nich i dla siebie, dla mojego męża i dla rodziców, dla szwagierki, dla teścia, teściowej i nawet kota. A teraz, póki co, Święta wyglądają jak tornado ekspresowe. Mąż w wigilię cały dzień w pracy, wszyscy wpadają na ostatnią chwilę, byle szybko, byle odbębnić i polecieć dalej, zjeść dwa kęsy jednego, dwa kęsy drugiego, byle zjeść każdej potrawy po trochu, bo wiadomo - tradycja. I tyle.
Męczy mnie to, bo ja rok temu kilka dni ciastka piekłam, nocami dekorowałam, przepisy kompletowałam i serwetki składałam na milimetry, żeby usłyszeć "że ci się chciało." 
Kurczę. No chciało mi się właśnie. Bo ja chcę więcej!

I pierniki piekłyśmy ostatnio z dziewczynami z mojego kościoła!


Tak sobie wyobrażam, marzę trochę o tym, żeby Święta były tłumne, z rodziną, z przyjaciółmi, z tymi wszystkimi bliskimi ludźmi, którzy nas otaczają. Wiem, jakie to trudne do pogodzenia, kiedy pod jednym dachem światopoglądy takie różne, ale wierzę, że się da. I wyobrażam sobie świąteczne śniadanie w kilkanaście osób, buszującą w kuchni przyjaciółkę w piżamie i nasze dzieci biegające naokoło stołu. I śmiech szwagierki kiedy szwagier walczy z kotem o miejsce na kanapie. Rześkie powietrze i wspólnie wypijane kakao. Wyobrażam sobie wieniec na drzwiach, schody obwiązane kokardkami przez dzieci, lampki rozwieszone w ogrodzie, dużo śmiechu, gwaru i może "Kevin sam w domu" lecący w salonie. Dziadka opowiadającego o swoich podróżach, czy świąteczne piosenki lecące w tle. 
Mam tendencje do filmowania sobie w głowie życia, ale dobrze mi z tym i chciałabym oglądać choć część z tych obrazów na żywo. A co mi szkodzi marzyć? I w życie to wprowadzę, zobaczycie!

Dla mnie Boże Narodzenie to właśnie rodzina, przyjaciele, wspólne chwile i emocje. W końcu kiedy urodził się Jezus to też się zeszli po kolei aniołowie, pasterze i mędrcy ze wschodu. A poza tym Boże Narodzenie to też początek czegoś, co celebruję już prawie dziesięć lat w swoim życiu - początek historii zbawienia. I jedynej miłości, która zmienia ludzkie życie (pisałam o niej rok temu tutaj).


I na koniec chciałabym podzielić się z Wami króciutkim filmem (po angielsku) o tym, jak by to wyglądało, gdyby Jezus miał się urodzić w dwudziestym pierwszym wieku :)

“On This Night”, a short Christmas film produced by the Bethel Media team is our gift to you this holiday. We hope you’...
Posted by Bethel.tv Redding on 10 grudnia 2015






Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze