High life po porodzie.

Jakiś czas temu, jakiś miesiąc przed porodem, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie "po" i nawet miałam na nie jakieś ...

Jakiś czas temu, jakiś miesiąc przed porodem, wyobrażałam sobie jak będzie wyglądało moje życie "po" i nawet miałam na nie jakieś plany (pisałam o tym tutaj). Teraz z perspektywy 10 tygodni macierzyństwa mogę stwierdzić, że były to plany jak najbardziej realne!

Trochę więcej niż tydzień temu kupiłam niedrogie buty do biegania na wyprzedaży w Zalando (na wypadek, gdyby jednak odechciało mi się kiedyś biegać, wolałabym nie płakać, że wydałam za dużo na buty, a jeśli wytrwam w postanowieniu - kupię lepsze). Wczoraj więc korzystając z okazji, że mąż miał wolny dzień od pracy, zostawiłam go z Potomnym i ruszyłam w teren.

Dawno temu biegałam z przyjaciółkami i przyznam, że brakowało mi przez lata tej aktywności (bo przecież bieganie za autobusem to nie sport, no nie?), więc metodą małych kroków zaczynam powrót do joggingu. Wczoraj było tylko lekko ponad 2 kilometry. Może następnym razem będzie trochę więcej. Zanim zacznę pokonywać pół miasta biegiem, muszę wyrobić sobie kondycję, bo - nie ukrywajmy - przez ostatnie 11 miesięcy niewiele sportów uprawiałam i nadal zostało mi 10 nadprogramowych kilogramów, i zdecydowanie za dużo centymetrów w pasie.

Czy robię dużo zdjęć?
W miarę. Wciąż narzekam na schrzaniony obiektyw, ale mam nadzieję, że perpektywy na nowy sprzęt niedługo się pojawią. Jest póki co światełko w tunelu w tej sprawie, ale zobaczymy.

Don Filipko jest wdzięcznym modelem. Na Instagramie (klik) można złapać trochę jego ujęć, bo rozpływam się na każdym kroku i najchętniej bym fotografowała każdy uśmiech, każdy grymas, każdą minę. Kiedyś śmiałam się z ludzi mających bzika na pukcie swoich dzieci... dziś jestem jednym z nich.

Chodzimy na spacery, robimy z synem razem zakupy, odwiedzamy znajomych, pracujemy razem. Don FIlipko jest nieodłączną częścią mnie, ja nieodłączną częścią jego. I chociaż mój organizm ewidentnie daje mi znać, że chciałby się wyspać raz a porządnie, nie zamieniłabym ostatnich miesięcy na nic innego.



Żyję całkiem zdrowo. Chciałam po urodzeniu Filipa podjąć się wyzwania u Aliny, ale czytając je kolejno doszłam do wniosku, że większość z tych rzeczy automatycznie zaczęła funkcjonować w moim życiu. Może tylko pozwalam sobie za dużo ze słodkościami, a to wszystko przez to, że ostatnio cały czas piekę ciasta z owocami (oszalałam na ich punkcie!), ale zażywam sporo ruchu (ćwiczę!), piję dużo wody (często więcej niż 1,5 litra dziennie), jem sensowne śniadania, zajadam się owocami i warzywami, a pozytywne myślenie to nieodłączny aspekt mojego życia.

Niestety moje wakacje w Gdyni odpadają w tym roku. Umówiona wizyta u lekarza Filipa nam to niestety uniemożliwia. Ale może jakieś kilkudniowe "agro-wczasy" uda nam się uszczknąć? Zobaczymy.

Póki co jest pięknie!
I myślę, że będzie jeszcze piękniej!



Mogą Ci się spodobać:

11 komentarze

  1. Ania Bystrzanowska16 sierpnia, 2013

    Hej :)
    Miło znowu Cię widzieć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Te nie są z Lomo akurat tylko z Canona 60D, który też gdzieś mi się tam plącze po domu :) Ja przy niezepsutym obiektywie też mam 90% do bani, więc to wina dzieci, nie nasza ;)

    Moje życie jednak wygląda trochę inaczej niż planowałam, spodziewałam się, że szybciej będę mogła zacząć ćwiczyć, no ale trudno, muszę odbębnić jeszcze te nieszczęsne 2 tygodnie i może lekarz już pozwoli. Na razie tylko robię przysiady podczas kołysania Maksa do snu i chodzę po schodach kiedy tylko mogę. Słodycze niestety u mnie odpadły, bo przymusowo jestem na diecie eliminacyjnej ;( Ale może to właśnie lepiej dla mnie, bo chudnie się szybciej! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopiero jakieś 9 tygodni po porodzie ruszyłam z jakąś aktywnością sensowną, wcześniej jeszcze czułam się niemrawo :)
      Ja w sumie jem prawie wszystko. Syn nawet kiełbaskę z grilla już toleruje, ale maxymalnie jedną. Dwie kończą się brzuchową manianą. Ale mam genetyczne tendencje do niezrzucenia brzucha po ciąży, więc muszę się wspomagać ćwiczeniami, bo sama z siebie już nie chudnę ;)

      Usuń
  3. Kiedyś próbowałam zacząć biegać ale na próbowaniu poprzestałam, zdecydowanie wolę rower!. Jeśli dużo ćwiczysz to ciasto nie powinno być Ci straszne :).
    Z przyjemnością dodaję Twojego bloga do mojej listy czytelniczej. Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że dużo ćwiczę, ale staram się ;)i też bardzo lubię rower, ale jakiś czas temu mój został spisany na straty.

      Bardzo mi miło! Cieszę się, że będziesz tu jeszcze wracać :) Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Ja uwielbiam biegać, teraz muszę wrócić do formy, bo przez 3 miesiące z ręką w gipsie za bardzo biegać nie mogłem

    OdpowiedzUsuń
  5. To zabawne jak punkt widzenia zależy od punktu siedzenia ;) nie rozumiemy ludzi, którzy mają fioła na punkcie swoich dzieci, dopóki sami ich nie mamy... To znaczy wiesz, ja nadal nie mam, ale ja oszalałam tak nawet na punkcie psa, więc co to by było z dzieckiem wolę nawet nie myśleć ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. daleko mi jeszcze do macierzyństwa, ale bardzo Cię podziwiam - pewnie nie jedną mamę już zainspirowałaś do tego, by nie zamykać się w domu i żyć pełnią życia :)

    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Podoba mi się takie podejście do życia :)Na razie trudno jest mi sobie wyobrazić posiadanie dziecka, ale kiedy już się w moim życiu pojawi, chciałabym cały czas mieć odwagę rozwijać swoje pasje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. I dlatego, za to wszystko, baaardzo Cię podziwiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Miło mi cię poinformować, że zostałaś nominowana do Liebster Award :)
    http://liveyourdreamsandlife.blogspot.co.uk/2013/08/nominacja-do-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń