Pierwszy rok macierzyństwa

Wczoraj był Dzień Dziecka. Dzień Mojego Dziecka! Minął rok od momentu, kiedy przywitaliśmy Don Filipka i przyznam, że nie pamiętam już c...

Wczoraj był Dzień Dziecka. Dzień Mojego Dziecka! Minął rok od momentu, kiedy przywitaliśmy Don Filipka i przyznam, że nie pamiętam już czasów, kiedy go z nami nie było. Nie pamiętam też tego, kiedy bałam się macierzyństwa. To jakby nie moja historia, jakby kogoś innego.

Kochany Synu,
kiedy Cię witaliśmy nie wiedziałam, co nas czeka. Nie wiedziałam kim jesteś, ani jaki jesteś. Skruszyłeś moje serce swoim pierwszym, pewnie nieświadomym, uśmiechem jeszcze w szpitalu. Teraz, kiedy minął rok od tamtego czasu, serce mi mięknie przy każdym uśmiechu. Wydobywasz z mojego serca pokłady miłości, o których pojęcia nie miałam, że w ogóle mogą istnieć. 

Bycie mamą nadało nowy rytm mojemu życiu. Wiem, że mogę i potrafię więcej z siebie wykrzesać, że mogę więcej osiągnąć. I chociaż paradoksalnie, mam mniej czasu na realizację swoich życiowych planów, tak naprawdę mam go więcej. Nie mogę osiąść na mieliźnie. Bycie mamą nauczyło mnie trochę samodyscypliny i podejmowania działania bez standardowego "zaraz to zrobię". W moim nowym życiu nie ma miejsca na opóźnioną reakcję, bo grozi to katastrofą, klęską żywiołową i armageddonem. A przecież odpowiedzialność jest teraz podwójna.

Zmęczenie ciała czasami przechodzi ludzkie pojęcie, zwłaszcza kiedy w ciągu kilku dni pod rząd pokonuje się "dziesiąt" kilometrów w pełnym słońcu, pchając powóz z młodym człowiekiem i zamieniając swoją skórę w skwarki. I kiedy w głowie łomoczą myśli, że już nie dam rady kolejny raz wstać z łóżka żeby wytrzeć kałużę na panelach, aktywuje się kolejna, heroiczna super-moc.  Zmęczenie ducha natomiast praktycznie przestało istnieć. Wszystko wewnątrz mnie stało się dziecinnie proste, pełne harmonii i spokoju. Ten pierwszy rok ugruntował mnie, sprawił że fundamenty mojego życia są twarde niczym skała, niewzruszone i stabilne. 


Zero strachu, zero wstydu - taki jesteś! Twoja otwartość zadziwia ludzi. Im więcej ludzi tym lepiej dla Ciebie, lawirujesz między osobami i znajdujesz powody do radości. Usiedzieć w miejscu nie możesz, rozpiera Cię energia, a ja próbuję za Tobą nadążyć, chociaż to niełatwe. 
Godzinami mogłabym obserwować jak się bawisz, jak śpisz, jak odkrywasz nowe tereny i jak testujesz nowe umiejętności. Siedzę uśmiechnięta i podglądam, jak siedzisz w misce jak kozak i stukasz palcami o brzeg. Albo jak układasz według swojego planu klocki, karty, zabawki. Rozczulam się, kiedy klaszczesz podczas uwielbienia w kościele, albo jak biegasz z mikrofonem po sali. I jak oczy Ci się świecą, kiedy tylko zobaczysz gitarę! 
Zachwycam się Tobą!

Moje życie towarzyskie nie legło w gruzach. Wręcz przeciwnie! Spotykam się częściej z ludźmi, z dzieciatymi i nie, z młodszymi i starszymi. Wychodzę z dzieckiem i bez. Moi znajomi, którzy nie mają dzieci, ani mężów i żon, nie zmniejszyli częstotliwości spotkań ze mną. Nie narzekają, że dziecko im przeszkadza, ale są rewelacyjnym wsparciem podczas spotkań! Z dzieciatymi znajomymi idziemy na rajd wózkowy albo posiadówkę na placu zabaw. 
Nie umarłam społecznie! 
Nie jestem też przywiązana do syna łańcuchem. Kiedy Don Filipko miał niecale cztery miesiące byłam w Krakowie na BAMie. Od października też pojawiam się na bloSilesia i jutro też się wybieram. Co miesiąc chodzę na BookStage, którego organizację wspieram i robię tam zdjęcia. Mogę tak wymieniać i wymieniać...


Jestem innym człowiekiem, niż byłam rok temu. Tak, jak dojrzewałam do rodzicielstwa w trakcie ciąży, tak dojrzałam jeszcze bardziej w ciągu tego roku macierzyństwa. Mój syn nauczył mnie pokory i cierpliwości. Każdego dnia uczy mnie też żyć pełnią życia i mam zamiar brać tą lekcję na poważnie. 
Kiedy zobaczyłam na teście dwie kreski myślałam, że życie się skończyło, że teraz to już tylko dorosłość i odpowiedzialność mnie czeka, nic więcej. Teraz wiem, że wtedy się dopiero zaczęło tak naprawdę, a to był najlepszy rok mojego życia.


Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze