Kosmetyczni ulubieńcy

Nie jestem kosmetykowym szaleńcem. Przyznam nawet, że jest mi bardzo łatwo odmówić sobie zakupu kosmetyków, z kolorówki posiadam niezbę...


Nie jestem kosmetykowym szaleńcem. Przyznam nawet, że jest mi bardzo łatwo odmówić sobie zakupu kosmetyków, z kolorówki posiadam niezbędne minimum, a kremów używam jak na lekarstwo. Za to dawno temu miałam tony kosmetyków, na prawdę: T O N Y. Walało się to to po całym domu, nieużywane, nigdy nie tknięte. Jakieś kremy ujędrniające, redukujące cellulit, nawilżające, matujące, dziesięć rodzajów szamponów i żeli pod prysznic itp. Kiedy jeszcze walczyłam jak szalona z trądzikiem to miałam jakieś pianki do twarzy, kremy na trądzik, a każde z innej parafii. Aż w końcu przejrzałam na oczy i stwierdziłam, że za dużo tego u mnie, a kompulsywne zakupy kosmetyczne robią więcej szkody niż pożytku. 

Dzisiaj staram się nie kupować kosmetyków, które nie są mi do niczego potrzebne. Nie kupuję też pełnowymiarowych produktów, których nie znam. Na całe szczęście coraz więcej marek produkuje miniatury, dzięki którym można się zorientować czy coś nam służy czy nie. 
Dlatego nie spodziewajcie się zatrważającej częstotliwości wpisów z tej serii, na pewno nie raz w miesiącu, bo kupuję produkty dużo rzadziej, chyba że wpadnie mi coś w ręce ewidentnie godne polecania. 


#1 Krem do rąk TOŁPA Czerwony Ryż

Ogólnie nie lubię kremów do rąk. Po większości mam wrażenie, że ręce mi się kleją, że są jakieś takie... nie moje. Krem Tołpy kupiłam w wersji mini (dzięki Bogu za miniatury!), na próbę. I tak się wypróbowaliśmy, że jest stałym elementem w torebce, bo używam go najczęściej gdzieś w trasie, jadąc autobusem albo siedząc w poczekalni u lekarza. Ma wszystko to, czego szukam - lekko nawilża, ale nie jest tłusty i nie pozostawia po sobie śladu. Szybko się wchłania, ładnie pachnie i na prawdę odżywia skórę. Nawet stosując go nieregularnie (na zasadzie - jak sobie przypomnę) widzę różnicę na moich przesuszonych, zniszczonych dłoniach. Zdecydowanie na plus, choć zastanawiam się jak sobie poradzi zimą ;)



#2 Szampon zapobiegający wypadaniu włosów - Plus dla Skóry

Z marką Plus dla Skóry zetknęłam się pierwszy raz podczas spotkania dla blogerów w Sosnowcu, na którym też dostałam pakiet produktów marki. Do wielu kosmetyków podchodzę raczej ostrożnie, zwłaszcza do kremów do twarzy i do szamponów, ponieważ wiem, że niektóre mogą zrobić mi więcej krzywdy niż pożytku. 
Po przeanalizowaniu składu szamponu (nie żebym się jakoś wybitnie znała, ale czytam bloga Anwen ^^) stwierdziłam, że nie jest najgorzej i mogę spróbować. Od pierwszego mycia włosy stały się bardziej lśniące, mocniejsze, a jednocześnie bardziej lekkie. Do tego stopnia, że wiele osób w moim otoczeniu pytały mnie, co zrobiłam z włosami, bo wyglądają o niebo lepiej. Stosuję go na zmianę z szamponem Babydream i jestem niesamowicie zadowolona. Dodatkowo jest bardzo wydajny, na moje gęste głosy wystarcza mi porcja szamponu wielkości złotówki.
Minusem niestety jest butelka, która mimo że ładna, to zrobiona jest z bardzo twardego plastiku przez co ciężko jest wycisnąć szampon o na prawdę gęstej konsystencji. 
Włosy nie przestały mi wypadać, ale nie jestem w tym przypadku miarodajną osobą, ponieważ lecą mi garściami od początku ciąży. No, teraz może półgarściami, ale nadal lecą. 

#3 Krem do cery odwodnionej - Plus dla Skóry

Ten krem bardzo mi pasuje. Mam skórę miejscami mocno przesuszoną, a miejscami tłustą, a on radzi sobie świetnie z całością. Twarz nie błyszczy się po nim, bo nie jest tłusty i na prawdę czuję, że odżywia skórę twarzy. Często stosuję go przed zrobieniem makijażu. 
Jednym ze składników kremu jest mocznik przez co na początku dziwnie się czułam, kiedy po nałożeniu mrowiła mnie skóra. Teraz to nie jest już żadnym problemem, kwestia przyzwyczajenia ;) 

Produkty Plus dla Skóry można kupić tylko w aptekach, a i też nie wszystkich. To poniekąd przekonuje mnie dodatkowo do tej marki, bo to nie jest już jakiś-tam drogeryjny produkt.
Ja osobiście polecam bardzo, bo wiem, że zostaną ze mną na dłużej. 



#4 Tusz do rzęs Max Factor 2000 Calorie

Hit. Prawdziwy hit! 
Z tuszami mam zawsze spory problem, bo często moje rzęsy nie wyglądają po nich na pomalowane. Potrzebuję dobrego podkręcenia i niezbyt ostrego pogrubienia, a tusz od Max Factor mi to daje. Mogę nawet śmiało stwierdzić, że nieźle tuninguje mi spojrzenie, bo moje jasne rzęsy po maźnięciu tuszem wyglądają na dwa razy dłuższe, gęste i ładnie wywinięte. 
Szczoteczka nie jest silikonowa, ale dla mnie to plus. Mam wrażenie, że silikonowe szczoteczki robią mi z rzęs druciki. 

#5 Kohl 

Ten czarny proszek to kohl - czarna jak węgiel mieszanka ziół z krajów arabskich. Ja swój dostałam od przyjaciela z Tunezji. Kohl stosuje się jak kredkę do oczu - stąd arabki mają to czarne, hipnotyzujące spojrzenie! Zwęża naczynia krwionośne, przez co białka są bardziej białe i można go stosować również jako lekarstwo na zapalenie spojówek czy jęczmień. Sama natura ;)
Jego nakładaniu towarzyszy dziwne uczucie takiego chłodnego, lekkiego szczypania, ale to efekt oczyszczania oka. Ja jestem zachwycona, bo spojrzenie dzięki niemu jest głębokie, a jednocześnie naturalne. Jest niesamowity i dużo lepszy niż zwykła kredka. 






Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze