Dlaczego inni i tak cię wyprzedzą

Uważam że droga do sukcesu jest tylko jedna i że wcale nie jest wąska czy niedostępna. Myślę, że jest wymagająca i bez determinacji ni...


Uważam że droga do sukcesu jest tylko jedna i że wcale nie jest wąska czy niedostępna. Myślę, że jest wymagająca i bez determinacji nie da się jej przejść, ale szanse każdy ma na to, żeby na nią wskoczyć, a to w jaki sposób będzie się na niej poruszać zdefiniuje wielkość jego sukcesu.

Kiedy dwa lata temu byłam na fajnej fali blogowania myślałam, że mogę wszystko. Planowałam, rozrysowywałam jakieś drzewka planów, założeń, celów do osiągnięcia. Nie miałam klarownej wizji, ale pracowałam nad nią - chciałam dojść do jakiejś spójności w swoim blogowym świecie.
Najpierw byłam na BAM w Krakowie, co jako pierwsze wprowadziło moje blogowanie w realne życie. Wcześniej byłam tylko ja moje sieciowe poletko i odległe mi blogi innych osób. Tam poznałam m.in. Alinę, Justynę, Edytę, Anię, Agnieszkę, Nadine, Mari. Zrobiło się prawdziwie i poczułam, że teraz już napewno rozwinę bloga. Że to wszystko ma sens. Potem pojawiłam się na swojej pierwszej bloSilesii, znów poznałam kilka osób, miałam w końcu więcej czasu żeby porozmawiać z Kamilą i poznać Paulinę, Dagmarę i kilka innych osób. To był taki moment, gdzie z jednej strony czułam wiatr wiejący w żagle, ale brakowało mi umiejętności, żeby odpowiednio te żagle poustawiać (a trzeba było pisać do Andrzeja Tucholskiego, on się wyspecjalizował w tych wszystkich statkach, masztach, kejach czy sterach, no ale teraz już musztarda po obiedzie). Niby wrzuciłam kolejny bieg, ale jeździłam w kółko, a motywacja zaczynała się wypalać.  Miałam setki pomysłów, których nie wcieliłam w życie, a które jakiś czas później widziałam u innych blogerów. Mój zeszyt był pełen zapisanych kartek z genialnymi planami, których nie wcieliłam w życie, a one po prostu się przedawniły.
Do czego zmierzam?

Nawet jeśli jesteś na właściwej drodze inni wyprzedzą cię, jeśli będziesz stać w miejscu.*

Kolega mojego Męża miał świetny pomysł na biznes związany z jego pasją, który wymagał sporych nakładów finansowych i zaangażowania. Słyszałam o nim już dawno, ale ryzyko finansowe związane z tym projektem chyba powstrzymało owego kolegę od działania. Pomysł w życie wcielił ktoś inny. Mówi się, że "w przyrodzie nic nie ginie". Nie wiem, czy niezrealizowane plany wędrują gdzieś w powietrzu i trafiają do kogoś innego, kto zechce je zrealizować, ale tak już jest, że jeśli zatrzymamy się w swoim działaniu, możemy nie wejść w TEN moment, ktoś inny przetnie linię mety.

Patrzę na swoje pomysły na innych blogach. Nikt mi ich nie ukradł, o nie. Ja przespałam okazję. Zatrzymałam się, żeby sobie plany rozpisać, żeby mapę sprawdzić, nanieść poprawki, podczas gdy powinnam zacząć biec sprintem. To trochę tak, jak w bajce o żółwiu i zającu. Chyba mi nikt jej nie opowiadał w dzieciństwie. Żałuję, że nie wcieliłam w życie choćby połowy swoich pomysłów. Najwyżej byłyby niewypałami, ale przynajmniej spróbowałabym. A może byłyby znaczącymi elementami sukcesu? Nie dowiem się.


* Zdanie to zainspirowało mnie to napisania tego posta. Pochodzi ono z chrześcijańskiej książki autorstwa Daniela Kolendy - "Żyj zanim umrzesz". 

Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze