Kadry codzienności 2/01

Poprzedni tydzień był dla mnie mocno nierówny. Z jednej strony w miarę produktywny i obfitujący w nowe pomysły i rozwiązania, a z drugiej s...

Poprzedni tydzień był dla mnie mocno nierówny. Z jednej strony w miarę produktywny i obfitujący w nowe pomysły i rozwiązania, a z drugiej senny, z domieszką mocnego spadku nastroju i chwilowego zrezygnowania. Taki chyba urok trzeciego trymestru. Na szczęście weekend był najmocniejszą stroną tamtego tygodnia i dzięki temu skończyłam go dobrze i z dobrymi perspektywami na ten tydzień. 



Przede wszystkim dużo robiłam. I sporo planowałam, i próbowałam się tego planu trzymać (bo chyba wszyscy tu obecni wiedzą, że z efektywnym planowaniem mam gigantyczny problem). Wyszło nawet nieźle, wyrobiłam jakieś osiemdziesiąt procent planu i przyznam, że to cudowne uczucie, kiedy odhacza się ostatnie zadanie na dziennej liście rzeczy do zrobienia. Szkoda, że tak rzadko mi się to zdarza. Muszę nad tym popracować ☻



Wszyscy się cieszyliśmy, że w końcu spadł śnieg. Pierwszego dnia mieliśmy z Don F. niezłą frajdę idąc do żłobka i odciskając wszędzie ślady butów, i szukając śladów psów, kotów i ptaków na śniegu. Z niecierpliwością czekałam na warunki sankowe, bo Filipko dostał na poprzednie mikołajki sanki, ale do tej pory nie udało się ich użyć. Ani w zeszłym roku, ani teraz. W piątek rano sypał piękny, gęsty śnieg i robiły się odpowiednie warunki, już sanki szykowałam, ale w ciągu kilku godzin wyszło słońce, mróz się gdzieś wyniósł i po śniegu zostało wspomnienie i chlapa na drogach. Cóż. Nie jest nam dane najwyraźniej. 

W ciągu tygodnia wykorzystywałam swój wolny czas w dużej mierze na spanie. Zmogła mnie ciąża maksymalnie i przed kilka dni pod rząd ucinałam sobie południowe, kilkugodzinne drzemki. Mój organizm chyba przeczuwał, że weekend będzie wypełniony po brzegi i odpoczywał na zapas. Bo w weekend byliśmy z moim K. cały czas gdzieś w trasie. Filipa oddelegowaliśmy do babci, a sami pojechaliśmy w sobotę do MaxFloStudio nakręcić wywiad z naszym kolegą - raperem Elmerem. Przyznam, że to pierwsza taka akcja w naszym życiu, ale jak tak się będą dalej toczyć sprawy to będziemy musieli zainwestować w sprzęt w końcu. Zwłaszcza, że nasz wysłużony Canon bywa ostatnimi czasy problematyczny, a w tym roku czeka mnie jeszcze fotografowanie wesela i wielu innych wydarzeń. 
Wykończona po wywiadzie przesiadłam się z busa do auta kolegi i popędziliśmy na próbę uwielbienia przed niedzielnym spotkaniem kościoła. Intensywne dwie godziny grania, zdzierania gardła, śmiania się i picia czekolady były na prawdę dobrym zwieńczeniem dnia. Nic to, że dopiero o dwudziestej drugiej byłam w domu i nigdy w życiu nie bolał mnie kręgosłup tak jak po tym dniu. Naładowałam akumulatory. Bo dobrze jest przebywać z ludźmi, w których towarzystwie czujemy się naturalnie i pozytywnie. A muszę przyznać, że niewiele jest osób, przy których ja tak mam, a na palcach jednej ręki można zliczyć osoby, które doprowadzają mnie do histerycznego śmiechu, którego za nic nie da się uspokoić. Chociaż oficjalnie zwalamy na nadmiar cukru w organizmie (Cherry - I love You! ♥)


Nachłonęłam się w tym tygodniu wieczornej aury miasta. Lubię to bardzo, zwłaszcza zimą, jak te wszystkie ozdoby świecą z każdej strony. Wieczorne Katowice mnie urzekły. Długo w nich nie bywałam, nie ogarniam rozmiarów zmian jakie w nich zaszły, ale podoba mi się bardzo. Aż mnie nachodzi ochota na częstsze wizyty tam. Mam ostatni miesiąc na nadrobienie wielu rzeczy, spotkań i spraw do załatwienia, mam nadzieję, że się wyrobię z większością z nich. Godzina zero już bliska. 

W zeszłym tygodniu na blogu:

W kalendarzu blogowym miałam zapisane więcej postów, a i wersje robocze krzyczą do mnie z panelu bloga, ale jak wspomniałam - połowę tygodnia przespałam, więc średnio wyszła ta moja skuteczność. No ale pracuję nadal nad systematycznością i pisania, i pstrykania fotek. W poprzednim tygodniu więc na blogu pojawiły się dwa posty:




A Wam jak minął ten tydzień? 


Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze