Czy szkoła to wróg twojego dziecka?

Wzięło mnie dziś na refleksje, kiedy tak przyglądałam się temu swojemu Potomnemu, który coraz pewniej czuje się na świecie. Czeka go, bieda...

Wzięło mnie dziś na refleksje, kiedy tak przyglądałam się temu swojemu Potomnemu, który coraz pewniej czuje się na świecie. Czeka go, biedaka, jeszcze tyle lat edukacji, kształcenia i szukania swoich ścieżek, ścierania się z ludźmi o innych poglądach, zderzania się ze ścianą, kiedy nauczyciele będą chcieli ograniczać jego indywidualność i kreatywność... 
No właśnie. 
Ania (Ania Maluje) opublikowała dziś post o zuchwałych marzeniach, w którym przytoczyła historię pewnego chłopca, który chciał zostać "najbogatszym człowiekiem w Polsce", ale został zganiony za to przez nauczycielkę. Bo to nierealne marzenie według niej. 

Przypomniałam sobie od razu te wszystkie sytuacje, kiedy mnie lub moich kolegów ganiono za inny sposób myślenia, niż książkowy. Niewielu było nauczycieli, którzy pozwalali nam wyjść poza schematy i próbowało rozbudzić naszą wyobraźnię (do dziś pamiętam czasy gimnazjalne i zajęcia z języka polskiego, kiedy to na środku sali stał na piedestale z krzesła kamień, a my mieliśmy napisać do niego list, a potem go wygłosić - nie było wtedy złych odpowiedzi, inwencja była pochwalana), ale jeśli już tacy byli, to potrafili rozniecić we mnie ogień i chęć do przekraczania granic, do zdobywania wiedzy i do szukania rozwiązań, które będą lepsze niż rozwiązania innych. 

Ponieważ należę do tego pokolenia, któremu przyszło testować m.in. system gimnazjalny i nową maturę, liceum trochę mnie poturbowało. I przyznam, że moja szkoła, która sama w sobie zła nie była, ustawowo musiała ograniczyć moje myślenie - nad wszystkim zaczął panować "klucz". Nie dopasowujesz się do niego - odpadasz. Po latach widzę, że system opanował ją coraz bardziej i z najbardziej kreatywnej placówki stała się tą najbardziej rygorystyczną i sztywną pod wieloma względami. Szkoda.

Zduszona inwencja twórcza połączona z przymusowym myśleniem według pewnej kalki daje nam przepis na "ciemną masę" społeczeństwa. System szkolnictwa tworzy kopię za kopią ludzi, którzy nie mają swojego zdania, nie potrafią rozwiązywać problemów i płyną z prądem tego, co oferuje nam dziś świat. A tylko martwe ryby płyną z prądem. 



Zdecydowanie nie chcę, żeby ten los czekał moje dziecko. W głowie łomoczą mi obawy przed tym, żeby nie stał się jednym z wielu szarych, nic nie znaczących obywateli tego narodu, którego zadowoli praca w korporacji i nie wybijanie się z tłumu. Chciałabym uchronić go przed przymusowym praniem mózgu, bronić jego kreatywności i pomóc rozwijać mu się w tych kierunkach, w których będzie chciał się poruszać. 
Tylko jak tego dokonać?




 OBSERWUJ WIĘCEJ: 

Mogą Ci się spodobać:

0 komentarze